Uwaga!

piątek, 3 kwietnia 2015

Rozdział 3

   W drodze do szkoły w mojej głowie kłębiły się dziwne myśli, masa pytań okrążała niebezpiecznie moje myśli. Z każdą minutą byłam bliżej prawdy, co doprowadzało mnie do szaleństwa. Moja własna matka okłamuje mnie, a ojciec zachowuje się jak nawiedzony i wyprowadza zdezorientowanego chłopaka z domu z miną zabójcy. Mój brat od tygodnia nie zjawia się w domu, co dodaje całej sytuacji pewności, że mieszkam w domu wariatów.
   Zeszłam z drogi asfaltowej i kierując się skrótami, szłam po leśnej drodze w stronę mojej szkoły. Wpatrując się w ziemię kopnęłam z całej siły kamyk, który mijałam. Potoczył się szybko w stronę rowu i zniknął w gęstej trawie. I tak działo się i z kolejnymi. Zajęta myślami podążałam tak przez pewien czas. Było to idealne miejsce na spacer i na pewne przemyślenia.
  W pewnym momencie, ktoś wpadł na mnie. Wyrzuciłam ręce przed siebie i w akcie desperacji zaczęłam wymachiwać rękoma. Niestety upadek nie ominął mnie. Próbując jak najdelikatniej upaść, cofnęłam ręce by odbić się o ziemię łokciami, co uzmysłowiło mi, że było to błędem, ponieważ kamienista droga, dość mocno pościerała mi skórę. Sycząc z bólu wstałam i rozejrzałam się totalnie zdenerwowana. Przede mną kucał TEN chłopak. Ten sam, który zaledwie godzinę tamu stał w mojej kuchni robiąc z siebie średniowiecznego dżentelmena. Cóż za idiotyzm... Cóż za spotkanie.
   Wpatrywał się we mnie pustym spojrzeniem.
- Nic Ci nie jest? - odparł w końcu.
- Jak widać jest. - wysyczałam przez zaciśnięte zęby i podniosłam łokcie w celu zaprezentowania moich urazów.
- To tylko troszkę krwi i zadrapań. Nie bądź dzieckiem. - wychrypiał nie patrząc na mnie. Przez dłuższą chwilę, w bezruchu, wpatrywał się w głęboki las, a następnie zwrócił oczy ku mnie i uśmiechnął się. - Nie patrz tak na mnie. Kontroluj swój ból. To Ty jesteś Panią swego ciała. To Ty mówisz mu co ma robić, co ma czuć.
   Mruknęłam kilka razy zszokowana, przetrawiając jego słowa. Zerwał się i wbiegł między drzewa, szybko znikając z pola widzenia.Natychmiast wstałam i pobiegłam za Nim. Rzuciłam plecak pod duży, wysoki jesion by potem wrócić po Niego bez przeszkód. Mijając zwinnie wystające korzenie i gałęzie wystające z drzew podążałam za chłopakiem. Mimo, że byłam doskonałą biegaczką nie dorównywałam mu nawet w połowie. Z każdą sekundą zostawiał mnie coraz bardziej w tyle, aż zniknął z pola widzenia. Przez chwilę nieuwagi zahaczyłam o duży wystający korzeń i runęłam z głośnym krzykiem na ziemię. Uderzyłam w coś dużego i twardego. Odruchowo złapałam się za głowę i poczułam mokrą plamę. Zraniłam się. Świat powoli kołysał się, tak jak na statku, który ku horyzont niosły fale oceanu. Zabawne. Akurat teraz przypomniałam sobie kolejne nasze wakacje nad Pacyfikiem. Przed oczami przebiegła mi mała dziewczynka z kucykiem, związanym wysoko na głowie czerwoną kokardką. Śmiała się bardzo głośno. Była szczęśliwa i niczego nie świadoma. Za nią biegł chłopiec, zupełnie do niej nie podobny. Brunet z niesamowicie przyciągającymi oczami. Biała tęczówka to coś innego. Coś co nie zaliczało się do słowa "przeciętność". Dziewczynka miała nie więcej niż 4 latka i byłam nią ja. Wbiegliśmy do przejrzystej wody Oceanu Atlantyckiego i urządziliśmy wielką wojnę oceaniczną. Przestając go chlapać z głośnym piskiem rzuciłam się na chłopca i przewróciłam go w tafle niebieskiej wody Acapulco. I obraz zaczął się rozmywać.
   Znów byłam w lasach stanu Oregon. Otworzyłam ciężkie oczy próbując zignorować ogromny ból głowy. Podniosłam się z ziemi i kucnęłam schylając głowę w dół. Powtarzałam sobie by zachować spokój. Musiałam zemdleć podczas upadku.
   W lesie robiło się szaro i niebezpiecznie, wyobraźnia zaczęła działać, tak jak powinna. Rozejrzałam się powoli i gdziekolwiek spojrzałam wszystko wydawało się takie same. Trudno było mi określić z której strony przybiegłam.

***

Serce biło mi jak opętane. Przedzierałam się przez gęstą mgłę, mijając kolejno drzewo za drzewem co chwilę zahaczając o wystające korzenie drzew i obrywając gałęziami w twarz. Czułam się jak w horrorze. Było upiornie zimno, a cienka bluza zupełnie nie wystarczała. Zarzuciłam kaptur na głowę i przyśpieszyłam gwałtownie. Towarzyszyło mi przeczucie, że wszystko dookoła, stało się wrogo nastawione. Nawet drzewa, przyjaźnie wyglądające w dzień, zamieniły się w potwory. Przez mgłę miałam całkowite trudności w utrzymaniu stałego kierunku, praktycznie całe pole widzenia przysłaniała gęsta biała powłoka. Chwila nieuwagi i poślizgnęłam się. Stoczyłam się w dół, nieźle się przy tym obijając. Oszołomiona leżałam na suchej ziemi. Było podejrzanie cicho i ciemno, trochę cieplej ale i wilgotniej. Kiedy oczy przyzwyczaiły się do mroku zauważyłam, że znajduję się w dziwnym pomieszczeniu. Sięgnęłam do kieszeni bluzy po telefon i przyświeciłam sobie jasnym światłem z ekranu. Nic nadzwyczajnego nie zauważyłam. Prócz jak gdyby przejścia? Przysłaniało je trochę pajęczyn i wyglądało na nieużywane, co mnie trochę uspokoiło. Odgarnęłam dzieło pająków i zajrzałam tam z czystej ciekawości. Od wejścia rozciągał się długi ciemny korytarz. Zapominając o jakimkolwiek niebezpieczeństwie zaczęłam powoli go przemierzać. Ku mojemu zdziwieniu ściany były zwyczajnie betonowe. Gdzieniegdzie zdobiły je sieci i ich niezbyt mili mieszkańcy, którzy uciekali z rzucanym światłem telefonu. Przyjrzałam się jednemu z nich, był wielki i owłosiony. Jego maleńkie, czarne oczy utkwiły we mnie wzrok. Wzdrygnęłam się i ruszyłam dalej badając każdy zakątek korytarza. Tunel wydawał się nie mieć końca. Myślałam by zawrócić, ale coś we mnie nakazywało iść dalej i poznać to miejsce bez względu na obawy. Nie dałam za wygraną, w końcu korytarz się skończył, a to co zobaczyłam zmroziło mi krew w żyłach. Mroczny sekret tego miejsca był straszny. Odrażający widok dwóch młodych ludzi, leżących w kałuży własnej krwi. Przełknęłam ślinę i natychmiast odwróciłam się w stronę wyjścia. Coś je blokowało, uniosłam wyżej głowę by się temu przyjrzeć. Przeraziłam się. Stał w nich TEN chłopak, uśmiechający się promienie.
- Rozgość się. Przepraszam, ale nie zdążyłem posprzątać. - powiedział żartobliwie wskazując na dwoje nieżyjących ludzi.
Zrobiło mi się słabo. Zaczęłam gorączkowo szukać wyjścia. Na marne, mogłam sobie pomarzyć o jakiejkolwiek ucieczce. Jedyne wyjście blokowała wysoka postać. Wlepiłam w niego przerażone oczy, a on zdecydowanym ruchem złapał mnie za rękę, co spowodowało, że dreszcz przebiegł mi po plecach. Nie mogłam się mu postawić, był zbyt silny. Jednym ruchem ręki mógłby złamać mi kark. Posadził mnie na ziemi i oparł o brudną ścianę podziemnej kryjówki.
- Kim jesteś? - zdołałam wykrztusić z siebie tylko te dwa słowa.Uśmiechnął się tylko i równym krokiem podszedł do zwłok. Dotknął je czubkiem buta i zaczął chodzić od ściany do ściany. Wyglądał jakby nad czymś intensywnie myślał.- Zaczekasz tu na mnie, prawda?Pokiwałam głową, lecz w myślach układałam plan ucieczki. Założył kaptur, chcąc częściowo ukryć twarz, a ciało dziewczyny zarzucił na plecy, jak gdyby ważyło tyle co malutkie kurze piórko i wyszedł bez słowa. Mężczyzna nadal leżał przy ścianie, jego ręka bezwładnie zsunęła się z piersi, odwróciłam wzrok. Odczekałam kilka minut i z niezwykłą precyzją opuściłam ponure miejsce.Rozejrzałam się by upewnić się czy na pewno nie ma nikogo w pobliżu, chodź było to marnym pomysłem, bo drobinki mgły nadal nie opuściły lasu i przysłaniały widoczność jak wcześniej. Kiedy próbowałam wydostać się z dołu, ziemia pod stopami się osuwała i lądowałam z powrotem w to samo miejsce. Zdenerwowana próbowałam szukać innego sposobu. Uratował mnie wystający korzeń, po którym szybko wciągnęłam się na górę. Nie tracąc czasu zaczęłam biec przed siebie.   Brakowało mi tchu, ale nie zwalniałam tempa, wręcz przeciwnie, coraz szybciej przebierałam nogami. Pomyślałam z ironią, że trener byłby ze mnie niesamowicie dumny. 
   Coś lub ktoś pociągnął mnie za nogę, krzyknęłam i upadłam. Szarpnęłam nogą by wyswobodzić się z uścisku. Puściło, zerwałam się i znów biegłam przed siebie. Po małym kwadransie w oddali zauważyłam malutkie światła latarek. 
_______________
Mam nadzieję, ze się podoba. Jeśli czytacie zostawicie chodź mały komentarz. To bardzo mobilizuje :)